Czas na pierwszym ulubieńców na blogu! Miesiąc to w moim przypadku zazwyczaj za mało, aby w pełni wydać opinię o jakimś produkcie. Dlatego będę robić podsumowania sezonowe.
W założeniu, po danym sezonie/porze roku będę pisać Wam, co było moimi hitami i bublami. Na szczęście dla mojego portfela, w te wakacje nie trafiłam na żadnego bubla. Było kilka przeciętnych produktów, ale nie na tyle złych, by nadać im miano bubli.
Podsumujmy zatem to, co najczęściej używałam tego lata.
Miya Glow Me rozświetlająco-nawilżający balsam (200 ml / 35 zł)
Gęsty balsam, który momentami ciężko rozprowadza się na skórze. Jeśli lubicie lekkie konsystencje, nie jest do produkt dla Was. Ja bardzo lubię treściwe i mocno nawilżające produkty do ciała, dlatego jestem z niego zadowolona. Zawiera w składzie m.in. pantenol i sok aloesowy, które odpowiadają za nawilżenie oraz wiele emolientów (olej z migdałów, masło shea, masło mango), które zapobiegają nadmiernej utracie wody. W składzie znajdziemy również mikę, które odbija i rozprasza światło, optycznie wygładza skórę. Jest używana głównie w kosmetykach kolorowych. Niektórzy jej unikają ze względu na kontrowersyjne wydobywanie miki (najczęściej przez małe dzieci), więc daję znać, że znajduje się w tym kosmetyku.
Jak sama nazwa wskazuje, ten balsam daje również GLOW - zawiera w sobie sporo złotych drobin. Mi się ten efekt na ciele nawet podoba, aczkolwiek drobiny są dość duże, przez co mocno widoczne w świetle dziennym. Na przyszłe lato będę szukać balsamu bez wyraźnego "brokatu". Może Wy macie coś godnego polecenia?
Bielenda Magic Water PINK Baby Doll Skin (150 ml / 19 zł)
Ta mgiełka z Bielendy ma naprawdę dobry skład (nawilżająca gliceryna, trehaloza, pentenol, ekstrakt z ogórka, kwas hialuronowy)! Można ją stosować do ciała, twarzy i włosów. Osobiście używam jej głównie na ciało, zwłaszcza na dekolt. Uwielbiam, jak latem dekolt pięknie błyszczy w słońcu, ale nie lubię zbyt mocnego efektu. Ta mgiełka nie dość, że nawilża, to jeszcze pozostawia wspaniały blask. Drobiny nie są tak duże jak w przypadku balsamu Miya, przez co wyglądają bardziej naturalnie.
Dostępna jest w kilku wersjach: Pink, Gold, Terracota, Nude. Nie musicie obawiać się wersji Pink - mam mocno żółtą karnację, a drobiny wcale nie wybijały się na różowo. Z tego co widziałam w internecie, jedynie wersja Terracota jest widocznie ciemniejsza i nie nada się dla każdej karnacji. Resztę można z powodzeniem stosować przy ciepłych i zimnych karnacjach, nie zależnie, czy bladych, czy opalonych. Na moim Instagramie możecie zobaczyć filmik z drobinkami tej mgiełki 😍.
Bell HypoAllergenic Aqua Jelly Make-up (30 g / 30 zł)
Mam wrażenie, że ten podkład jest trochę zapomniany przez branżę beauty, a szkoda! Ja kupiłam go w zeszłym roku na promocjach w Rossmannie 😁 Czekał do lata, ponieważ odcień 01 jest dla mnie trochę zbyt ciemny na zimę. Jednak latem, gdy się opaliłam (w moim przypadku to za duże słowo - robię się odrobinę ciemniejsza) okazał się idealny. Ma żółte tony, co mojej karnacji bardzo odpowiada. Jego krycie jest moim zdaniem średnie - zakrywa przebarwienia i naczynka, a "zostawia" piegi i pieprzyki. Dla mnie to właśnie krycie idealne. Jest lekki, prawie nie czuć go na skórze. Utrzymuje się przez cały dzień, mimo mojej mieszanej skóry. Nie powiedziałabym, że ma konsystencję galaretki, czy efekt chłodzący, jak twierdzi producent. Jeśli tak jak ja, ni lubicie mocnego krycia - jest to podkład dla Was.
Sensique High Coverage (9 ml / 17 zł)
Jestem bardzo wybredna, jeśli chodzi o korektory pod oczy. Mam ogromne cienie i bardzo cienką skórę. Póki co nie znalazłam korektora, który w 100% przykryje moje sińce. Testowałam już wiele produktów - albo mają dla mnie znikome krycie, albo dają zbyt suchy efekt. Korektor z Sensique jest jednak na tyle dobry, że kupiłam drugie opakowanie, a to nie jest u mnie częste, jeśli chodzi o ten typ produktów.
Korektor całkiem dobrze kryje, dla większości osób na pewno będzie to wystarczające krycie. Przy tym ma lekką konsystencję, nie wygląda sucho, nie podkreśla zmarszczek. Wchodzi w nie oczywiście, jak każda płynna konsystencja, ale nie odcina się to wyraźnie od reszty przestrzeni pod oczami. Największa wada? Kolory! Numer 1 jest ciemny i ja mogę używać go jedynie latem. W dodatku numer 1 i numer 2 mają praktycznie identyczne odcienie. Jeszcze nigdy się nie spotkałam z tym, by pod różną numeracją był w zasadzie dokładnie ten sam kolor. Porównanie dodam w zbiorowym poście na temat korektorów.
Ecocera Prasowany Puder Bananowy (10 g / 19 zł)
Mało brakowało, a ten puder wylądowałby u mnie jako bubel. Zakupiłam go zimą i wtedy bardzo mi się nie podobał na twarzy - sprawiał, że moja cera wyglądała sucho, każda skórka była podkreślona. A producent dedykuje go cerom suchym i wrażliwym...
Latem jednak moja cera się mocniej przetłuszcza i okazało się, że przy wyższych temperaturach sprawdza się świetnie, nawet pod oczami. Ma dość mocny żółty, ale jasny kolor. Utrzymuje podkład i korektor na miejscu przez wiele godzin. Mat jest od razu po aplikacji dość mocny, jednak zaczyna się wyświecać po ok. 4 godzinach. Moim zdaniem to normalne, jeszcze nie trafiłam na puder, który by trzymał mat na twarzy przez cały dzień.
Polecam go cerom mieszanym i tłustym - dla suchych może być jednak zbyt mocny.
Sensique Perfect Duo Zestaw do konturowania (16 g / 25 zł)
Kolejny
produkt od Sensique. Tym razem to zestaw rozświetlacz + bronzer. Mój
zestaw jest w odcieniu 02 Glow Goddes. W sklepie swatchowałam zestaw nr
01 Sunny Day - nie zauważyłam między nimi zbytniej różnicy. Wydawało mi
się, że wbrew pozorom 01 jest nawet odrobinę ciemniejszy.
Zestaw ten
jest dla mnie idealny na co dzień. Bronzer z łatwością rozprowadza się
nawet na nieprzypudrowanym podkładzie. Jest ciepły, ale nie ciemny, co przy mojej żółtej
karnacji dobrze się sprawdza.
Rozświetlacz również jest raczej
ciepły, ale nie mocno złoty. Co ważne, nie jest ciemny, nie odcina się
na mojej jasnej karnacji. Nie daje również zbyt mocnego efektu - jest to
raczej subtelna tafla. Ja nie lubię zbyt mocnych rozświetlaczy (jeśli
znacie poziom blasku rozświetlaczy z Ecocery - to nie jest mój poziom
błysku), więc dla mnie sprawdza się doskonale.
Pierre Rene Nude Eyeshadow Palette (8 kolorów / 50 zł)
Ta paletka była chyba edycją limitowaną, bo widzę ją na sprzedaż jedynie na Allegro. Zakupiłam ją ok. pół roku temu w Hebe. Nie było o niej głośno, praktycznie u nikogo jej nie widziałam, a to wielka szkoda! Ta paletka jest IDEALNA.
Znajdziemy w niej 8 odcieni, które doskonale sprawdzą się w makijażu dziennym. Mamy tutaj wszystko, co potrzeba: jest mocno rozświetlający cień do wewnętrznego kącika, matowy beż, koral do akcentu kolorystycznego, dwa cienie przejściowe (chłodniejszy i cieplejszy), błyszczący brąz, ciemny brąz oraz czerń. Do tego dobrej jakości lusterko, które nie zniekształca obrazu. Gdy mam jakiś wyjazd, gdzie wiem, że nie będę miała czasu, ani ochoty na bardziej wyszukane makijaże, to zawsze zabieram ze sobą tę paletkę. Cienie są całkiem dobrze napigmentowane, bardzo masełkowe, nie osypują się. Jeśli będziecie mieli okazję jeszcze gdzieś ją kupić i szukacie akurat czegoś dziennego - warto się na nią skusić.
Gosh Catchy Eyes Maskara (10 ml / 50 zł)
W tym miejscu muszę aż przeprosić markę Gosh 😂 W maju zdążyłam już ogłosić ten tusz bublem na swoim Instagramie. Wtedy wydawało mi się, że nie robi nic niezwykłego - fakt, podkręca i wydłuża rzęsy, ale wiele tuszów robi u mnie taki efekt.
Co się stało, że został jednak moim ulubieńcem? Przede wszystkim chodzi o wydajność! Otworzyłam go na samym początku maja. Mamy już wrzesień, czyli 5 miesiąc używania tego tuszu, a dopiero teraz zaczyna on wysychać! Jeszcze nigdy nie trafiłam na tusz, który po tak długim czasie dalej wyglądałby świetnie na rzęsach. Patrząc pod kątem wydajności, wcale nie jest on drogi - 50 zł jednorazowo to może i duży wydatek, ale do tej pory miałam tusze po kilkanaście złotych z Wibo/Lovely/Eveline, które musiałam wymieniać mniej więcej co miesiąc/dwa miesiące. Wychodzi to w ostatecznym rozrachunku drożej, niż tusz z Gosha.
Dodatkowo, ten tusz się praktycznie nie rozmazuje pod okiem, a u mnie często tak się dzieje. Ostatnio otworzyłam na próbę inny tusz i przekonałam się, że po 9 godzinach wyglądam jak panda 😛 Na 100% będę wracać do tego produktu, cały rok!
To tyle, jeśli chodzi o produkty, które używałam regularnie przez całe wakacje. A Wam co się sprawdziło? Chętnie poznam Wasze wakacyjne perełki :)